niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 14

*Ross*

- Nadal nic? - zapytałem po raz kolejny Raini, gdy znów próbowała do dzwonić się do Laury.
- Niestety wciąż nie odbiera. - powiedziała ze smutkiem.

Od wczoraj nikt nie widział Laury, pomimo tego, że się z nią pokłóciłem, strasznie się martwiłem, a jakby tego było mało jutro przyjeżdża moje dawno nie widziane rodzeństwo. Dzisiaj rano przeprowadziłem się się z mamą do nowego domu, był naprawdę duży, więc każdy będzie miał swój pokój, o tyle dobrze, że dom nie jest daleko i nadal będę mieć kontakt z moimi przyjaciółmi.

- Może się obraziła? - zaczęła nagle moja dziewczyna, a Calum jej przytaknął.
- A nie możemy po prostu pójść do niej do domu? - rzucił objadający się żelkami Ell.
- Czemu ja na to nie wpadłam? - parsknęła śmiechem czarnowłosa.

Droga od centrum handlowego, w którym przebywaliśmy do domu brunetki zajęła nam jakieś 10 minut. Podeszliśmy pod jej drzwi. Calum nacisnął dzwonek i już po chwili przy drzwiach znalazła się jej siostra, Vanessa z okropnymi wieściami.

"Laury nie ma, wszyscy jej szukamy"

Te słowa wszystkimi wstrząsnęły. Ze smutkiem, a Raini z płaczem opuściliśmy posesje państwa Marano.
Czy gorzej być nie może?! Nie mieliśmy już najmniejszej ochoty włóczyć się po mieście, dlatego też każdy z nas udał się w ciszy do domu. Przez całą drogę zamartwiałem się czy nic jej nie jest? Czy żyje? Nie pozwoliłem dopuścić do siebie myśli, że może ktoś ją zabił? Nie, Ross spokojnie znajdzie się, na pewno. w domu jak zwykle nikogo nie było. Wszedłem do pokoju i dla zabicia czasu dokańczałem wypakowywanie się, ale i to nie trwało długo, bo zadzwonił telefon

- Powiedz rodzicom Laury, że za dwa dni milion $ w gotówce, adres i resztę potrzebnych rzeczy, wyślę SMS-em. - powiedział gruby męski głos po czym się rozłączył.

Zszokowany opadłem na łóżko. Usta zakryłem ręką, a oczy zamknąłem. Wziąłem głęboki wdech.
Laurę porwano... Nie, powiedzcie mi, że to jest koszmar, z którego zaraz się wybudzę, proszę. Poczułem łzy, które leciały już ciurkiem.
Przypomniałem sobie, że mam powiedzieć o tym rodzicom Lau.
Gwałtownie wstałem, lecz po chwili tego pożałowałem. Ponownie usiadłem na łóżku. 'Może lepiej zadzwonić? - pomyślałem.
Wziąłem do ręki telefon. Wpisałem szybko numer Vanessy i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Odebrała już po pierwszym sygnale.
*Rozmowa telefoniczna*
R - Hej.
V - Cześć Ross. Wiesz coś?
R - Wiem, ale lepiej, żebyś do mnie przyszła.
V - Dobra, będę za 10 minut. Pa
R - Pa.
*Koniec rozmowy telefonicznej*
 
Po zakończeniu rozmowy odłożyłem smartfon'a po czym wszedłem do łazienki, w której przemyłem twarz i poprawiłem bluzkę. Ogarnięty wyszedłem z pokoju czystości.
Nagle zakręciło mi się w głowie. Oparłem się o ścianie i cicho westchnąłem. Teraz gdy Laura jest w niebezpieczeństwie zachciało mi się "chorować".
Moje rozmyślania przerwał trzask drzwi. 'Pewnie Vanessa przyszła.'  - rzekłem w duchu
Już po chwili wrota do mojego pokoju otworzyły się, a w nich stanęła Van.

- Co wiesz? - spytała prosto z mostu.
- A może 'Cześć'?- zaśmiałem się.
- Na to nie ma czasu, co z Laurą? Wiesz gdzie jest? - potrząsnęła mną.
- Nie wiem, ale wiem, że Laura została porwana...

***

Hej. Na samym początku chciałyśmy przeprosić za późne ukazanie się rozdziału. Mogę zdecydowanie przyznać, że to moja wina. 
Miałam dokończyć ten rozdział, ale oczywiście tego nie zrobiłam, ponieważ nie miałam weny, a później nie było na to głowy. Mam nadzieje, że nie jesteście źli, no ale życie płata figle i jeszcze ta szkoła... Szkoda gadać.
R15 nie wiemy kiedy, ale spróbujemy dać go jak najszybciej.
No ta ja, życzę miłego dnia. I zapraszam na mojego nowego bloga >klik<
Ania & Suzanne

2 komentarze: