wtorek, 23 września 2014

One shot

Laura Marano, brunetka, średniego wzrostu. Tyle powinno starczyć. Gdyby ktoś zapytał mnie czy w życiu zaznałam chociaż trochę szczęścia, bez większego zastanowienia odpowiedziałabym krótkie ''nie''. Moje życie to po prostu pasmo ciągłych nieszczęść, tak jag by ktoś podczas narodzin rzucił na mnie jaką klątwę.
W wieku 14 lat zmarł najbliższy moim sercu ojciec, zbierałam się od tego czasu przez rok. Z mamą ciągle się przeprowadzamy to z NY do Miami, Chicago, dużo tego już było. Nie mam przez to żadnych przyjaciół, a co dopiero chłopaka, szczerze to nie przeszkadza mi to, wolę być tą samotną i zamkniętą w sobie osobą, przyzwyczaiłam się do tego, ach, zapomniałabym mam przyjaciela: ''Mój pamiętnik'', w nim zapisuję wszystkie zdarzenia z mojego dnia, niema ich za wiele, ale jako jedyne sprawią mi przyjemność. Założyłam go niedługo po śmierci taty, czyli prowadzę go już jakieś 3 lata, dość długo. Przeraża mnie myśl, że w końcu skończą się w nim kartki, a ja będę musiała go porzucić, tak jak wszystkie moje marzenia zapisane tam.
Od miesiąca mieszkam na razie w L.A, przez większość osób nazywanym ''Miastem Aniołów'', ale czy to prawda? Byłam już wielu miastach, a to w cale nie różni się od pozostałych, ludzie są tak samo wredni i nie czuli, czekają tylko aby pojawiła się taka dziewczyna jak ja, bo to sprawia im przyjemność, czyli śmianie się z ludzkiego nieszczęścia bądź wyglądu. Dobra zostawmy już to i przejdźmy do najgorszego. Moje życie po kolejnej przeprowadzce było dość spokojne, robiłam to co zwykle, chodziłam do szkoły, pisałam w pamiętniku lub czytałam książki. No tak książki, uważam, że ten ''przedmiot'' jest najlepszym co ludzkość mogła stworzyć, kiedy czytasz rozwijasz swoją wyobraźnie, odpływasz do innego świata, jest to po prostu magiczne uczucie, ale w tych czasach dla większości magicznym uczuciem jest ''iPhone'' czy tam inne tego typu gówno, po prostu nie masz najnowszego telefonu/ tableta, jesteś najgorszy. Takie realia, czyż nie?
Mój cytat na życie, którym się kieruję brzmi następująco: ,,Nie żałuj umarłych(...). Żałuj żywych, a przede wszystkim tych, którzy żyją bez miłości.''
Czyli jak można się domyśleć moją ulubioną postacią książkową jest prof. Albus Dumbleore z Harr'ego Potter'a. Dlaczego on? Wystarczy, że przeczytacie jego cytaty, a zrozumiecie. Wracając do tego co usiłuje wam powiedzieć od początku.. Czyli po prostu robiłam to co zawsze od 3 lat. Przez kilka dni czułam się okropnie, byłam słaba, ciągle śpiąca, blada, mama zwolniła się tego okropnego dnia z pracy i zawiozła mnie do lekarza, ten zaś wysłał mnie do szpitala na badania.
-To rak wątroby- te słowa usłyszałam jeszcze tego dnia leżąc na łóżku szpitalnym, te 3 najgorsze słowa, o których nie pomyślałabym nigdy w życiu.
-Ile czasu mi zostało? - zapytałam łamiącym się głosem, próbowałam być silna.
-Jak będzie pani przyjmować regularnie  leki, to myślę, że z rok może trochę dłużej - uśmiechnął się do mnie sztucznie i wyszedł z sali.
Czyli to tak zakończę swój żywot. Śmierć- słowo, którego obawiają się wszyscy, ciemność, która zabierze każdego z nas, to ona zabrała mojego ojca, zabierze mnie, a potem moją mamę. Jest to słowo, które w jednej chwili rujnuję wszystko, marzenia, plany na najbliższe lata. Mi zostaną one odebrane niestety w tak młodym wieku.
Kiedy tylko przyjechałam do domu, zamknęłam się w pokoju i zaczęłam po prostu płakać, co innego mi zostało? Nie wpuszczałam do niego nikogo, a zresztą kogo bym miała wpuścić prócz matki? No kogo? Nikogo! Przez najbliższe dni nic nie jadłam, mało sypiałam, po prostu pisałam i pisałam, a co? Nie mam pojęcia.
-Może w końcu wyjdziesz z pokoju, chodź na chwilę? - z moich rozmyśleń wyrwał mnie matczyny głos, ale nie wesoły jak zwykle tylko załamany i smutny.
-Masz rację, przejdę się na spacer- odpowiedziałam i podeszłam do szafy z której wybrałam wygodny strój, włosy upięłam w luźnego koka i zrobiłam makijaż, chodź nie wiem czy tą bladą skórę można zakryć, a na stopy założyłam zwykłe trampki. Do kieszeni od spodni włożyłam mp3, a na uszy założyłam słuchawki. Muzyka, kolejna piękna rzecz w życiu, nie wyobrażam sobie bez niej chociaż dnia, dzięki niej mogę się odstresować, a kiedy nie mam co czytać również pogrążyć się w moich niedoszłych marzeniach, których już niestety nie zrealizuję. Jak powiedział mój ulubiony bohater, o którym mówiłam wyżej: ,,Ach, muzyka. To magia większa od wszystkiego, co my tu robimy!''. Ale powracając do spaceru bo znów zaczynam co innego.
Jak zwykle szłam pogrążona w moich myślach, jak pogodzi się z tym moja mama? Jedynym plusem było to, że nie mam przyjaciółki, przynajmniej nie będę musiała swoim odejściem ranić innych osób, czasem tak przejmuję się innymi, że kompletnie zapominam o sobie, jak krzywdzę siebie. Z mich rozmyśleń po raz 2 dzisiaj wyrwało mnie to, że wpadłam na jakąś osobę.
-Najmocniej przepraszam- powiedziałam podnosząc się z ziemi.
-Nic się nie stało- odpowiedział mi męski głos, podniosłam głowę i ujrzałam przystojnego blondyna z czekoladowymi oczami.
-Jestem Ros..- nie zdążył się przedstawić bo uciekłam, wspominałam już, że nie chcę się z nikim zaprzyjaźniać. Chciałam ponownie odtworzyć muzykę kiedy to zorientowałam się, że nie mam mojego mp3.
-Cholera- musiał mi wypaść, powiedziałam sama do siebie.
-Tego szukasz?- zapytał mnie głos, który słyszałam przed chwilą, obróciłam się za siebie znów ujrzałam JEGO.
-Ttttaak- wyjąkałam i wyciągnęłam rękę po sprzęt.
-O nie, nie, pierw dasz mi się przedstawić, a potem usłyszę od Ciebie jak masz na imię, Okay?- uśmiechnął się szeroko.
-Okay. - odpowiedziałam i również próbowałam się uśmiechną, ale pewnie zamiast tego wyszedł okropny grymas.
-Jestem Ross Lynch, a ty ślicznotko? - zarumieniłam się.
-Laura Marano, mogę teraz odzyskać swoje mp3?
-Jeszcze jedno- powiedział, nie powiem, zaczął mnie już na prawdę denerwować.
-Co?
-Pójdziesz ze mną na pizze? Ja stawiam- zaproponował.
-Dobra- odpowiedziałam szybko, Laura co ty robisz?!


                                                                    ****

Od tego czasu wiele się zmieniło, zaczęłam się nawet uśmiechać, zapomniałam o chorobie, po prostu zaprzyjaźniłam się z nim, tak wiem miałam tego nie robić, ale co mam poradzić? Życie zaskakuję i to bardzo. Dowiedziałam się, że ma jeszcze 4 rodzeństwa: Rydel, Riker'a, Rock'iego i Ryland'a. Z Rydel zaprzyjaźniłam się od razu, jest to urocza i zabawna blondynka, zresztą jak reszta rodzeństwa Ross'a. Tak jak wcześniej wspominałam dzięki nim zapomniałam o chorobie, niestety nie powiedziałam im o niej, czemu? Znów nie wiem, po prostu nie chciałam ich martwić, brałam tabletki i te inne świństwa po kryjomu, a kiedy mówiłam, że jadę do kuzyna, tak naprawdę jechałam do szpitala na kolejne badania. Wiem, że jag bym im o tym powiedziała zaczęło by się współczucie i ustępowanie na każdym kroku, a ja tego nie chcę! Dlatego zdecydowałam się im tego nie mówić. Jest jeszcze jedna sprawa, która mnie strasznie trapi, mianowicie to, że chyba zakochałam się w Ross'ie, ale jak?! Przecież obiecałam sobie, już i tak za bardzo sobie odpuściłam, bo znalazłam przyjaciół, ale miłość? Nie ma mowy, zapomnij o tym Laura, tak będzie najlepiej- te słowa powtarzałam sobie codziennie.
Dzisiaj wybieramy się wszyscy do wesołego miasteczka, wstałam o 10 i poszłam się przygotować, spojrzałam w lustro i aż podskoczyłam, byłam w  jeszcze gorszym stanie niż kilka dni temu. Szybko zaczęłam nakładać te wszystkie kosmetyki na twarz, żeby jakoś to zatuszować, po 1h skończyłam, podeszłam do szafy ubrałam i wyciągnęłam z niej TO, kiedy byłam już gotowa, usłyszałam dzwonek do drzwi, więc poszłam je otworzyć.
-Laura, co Ci się stało?- zaczęła na wstępie blondynka.
-Ale o co chodzi? - udawałam.
-O to, że od paru dni wyglądasz dziwnie, jesteś chudsza niż zwykle, a na twarz zaczęłaś nakładać jeszcze więcej makijażu niż wcześniej, czy coś się stało?- zapytała zmartwiona.
-Jasne, że!- uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z domu.
Laura musisz im to powiedzieć- karciłam się w myślach zmierzając w stronę wesołego miasteczka. A co jak mnie zostawią? Co jak mnie już nie będą chcieli znać? Ech, prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie. Po dłużej chwili zdecydowałam, że powiem im to, w końcu lepiej, żeby dowiedzieli się teraz, a nie w innych okolicznościach.
-Posłuchacie mnie, przełóżmy wesołe miasteczko na jutro, a teraz chodź np. na sushi, muszę wam o czymś powiedzieć. - mówiłam zestresowana.
-Ale, ale czy to nie może poczekać do jutra? - jęczał Rocky.
-Nie.
Po 5 min byliśmy już w lokalu, siedliśmy, wzięłam wdech i zaczęłam.
-Bo ja mam...raka- powiedziałam łamiącym się głosem, Rydel wydała z siebie cichy krzyk.
-Od kiedy to wiesz?- zapytał po chwili Ross.
-Ja, ja.. dowiedziałam się o tym kilka dni przed naszym pierwszym spotkaniem. - zapanowała cisza.
-I mówisz to dopiero teraz?!- zaczął krzyczeć, na co ja się rozpłakałam.Chciałam uciec, ale nagle zrobiła mi się ciemno przed oczami.
-Przepraszam, ale p.Marano nie żyję. Te słowa usłyszałam kiedy odzyskałam świadomość. Otworzyłam z łatwością oczy i zobaczyłam, moją mamę i Lynch'ów płaczących nade mną, ale ja żyję powiedziałam, lecz oni mnie nie usłyszeli. Aha czyli to ta wygląda śmierć, po prostu wielkie nic. Widziałam Ross'a który krzyknął w pewnym momencie do Rydel, że mnie kocha?! Co, ja kto? Szkoda, że ludzie dowiadują się  takich rzeczach po śmierci. Dlaczego musiałam umrzeć w takim momencie, dlaczego?!-Krzyczałam przez płacz. Boże, błagam! W pewnej chwili,  poczułam przeszywający ból i znów zaczęłam otwierać oczy, ale tym razem oni też to zauważyli. Rydel od razu zaczęła mnie przytulać, na salę wszedł lekarz.
-A jednak się wybudziłaś- powiedział i się uśmiechnął.
-Ale jak wybudziłam, przecież ja jeszcze przed chwilą nie żyłam, słyszałam przecież, że...- nie zdążyłam dokończyć bo mi przerwał.
-Przeżyłaś śmierć kliniczną, a nie umarłaś. -odpowiedział i wyszedł, teraz to ja nic nie rozumiem.

                                                                           ***
Od tego wydarzenia minął miesiąc, wszyscy pogodzili się z tym, że w pewnej chwili mogę stąd odejść, chociaż wydaję mi się, że Ross nie za bardzo, wciąż pamiętam te słowa, które powiedział w szpitalu.
-Laura, możemy porozmawiać? - odezwał się w końcu.
-Jasne.- wstałam z fotela i wyszliśmy z domu, zatrzymaliśmy się w parku, Ross gestem pokazał, że mam usiąść na ławce, kiedy to zrobiłam przysiadł się do mnie.
-Nie wiem jak Ci to mam powiedzieć, ale zakochałem się w tobie, tak zakochałem się w tobie od kiedy pierwszy raz na Ciebie wpadłem i kocham do teraz.
-Ross.. ja czuję do Ciebie to sam, ale wiesz o tym, że nigdy nie będziemy razem.- wstałam i już miałam odejść, ale on złapał mnie za rękę.
-Dlaczego? Zapytał ze smutkiem.
-Wiesz  tym, że moje dni są już policzone, nie chcę Cię zranić- odpowiedziałam
-To, że mi odmówisz nie zmieni tego, że w twoim ostatnim dniu nie będę płakał i umierał z tęsknoty za tobą tak za nikim innym, po prostu, kiedy będziemy razem będę mógł zrobić to- w tym momencie ujął swoimi dłońmi moją twarz i złożył na ustach pocałunek, nie pozwoliłam mu odejść więc przyciągnęłam go do siebie wplotłam rękę w jego włosy i tak spragnieni swoich ust całowaliśmy się dopóki starczyło nam tchu.
Od tej pory spędzałam z nim każdą chwilę, byliśmy nie rozłączni do samego końca, przez ostatnie dni mój stan się pogarszał. Aktualnie leże w szpitalu podłączona do mnóstwa maszyn, w sali siedział ze mną blondyn trzymając mnie wciąż za rękę.
-Posłuchaj Ross, jeśli umrę mam do Ciebie prośbę, że chodź by nie wiem co, znajdź trochę miejsca w sercu dla mnie i zawsze o mnie pamiętaj, bo ja będę, aż do samego końca- powiedziałam łkając
-Laura - przytulił mnie do siebie- zapamiętaj jedno, ty jesteś moim sercem i na nikogo innego nie ma już w nim miejsca, jesteś cudowną dziewczyną i zapamiętaj to, Okay?
-Okay- odpowiedziałam i pocałowałam go.
To pewnie już mój ostatni wpis w moim pamiętniku, Ross gdzieś wyszedł, a ja czuję się coraz gorzej, jeżeli to czytasz Ross to pamiętaj, że kochałam Cię do końca, nie załamuj się żyj dalej, ale pamiętaj  tym, że nikt inny tak jak ty nie dał mi szczęścia w życiu, przy nikim innym nie czułam się tak kochana jak przy tobie i nic tego już nie zmieni. A jeżeli czyta to ktoś inny to dam Ci radę, dąż do celu, nie przejmuj się opinią innych, dla nich i tak zawsze będziesz ta najgorsza, spełniaj marzenia bo życie jest zbyt krótkie, żeby się wszystkim przejmować. Uwierz w siebie.

Do zobaczenia po drugiej stronie, Laura.

___________________________
Tym krótkim opowiadaniem chciałam wam wynagrodzić ten poprzedni rozdział, mam nadzieję, że się podoba. Liczę na komentarze bo to od nich zależy przyszłość bloga.
Pozdrawiam
Suzanne x
Ps. Za jakiekolwiek błędy przepraszam :)

Zapowiedź

Hej kochani, mam dla was krótką zapowiedź mojego one shota, zapraszam do przeczytania :)

Laura Marano, brunetka, średniego wzrostu. Tyle powinno starczyć. Gdyby ktoś zapytał mnie czy w życiu zaznałam chociaż trochę szczęścia, bez większego zastanowienia odpowiedziałabym krótkie ''nie''. Moje życie to po prostu pasmo ciągłych nieszczęść, tak jag by ktoś podczas narodzin rzucił na mnie jaką klątwę.
W wieku 14 lat zmarł najbliższy moim sercu ojciec, zbierałam się od tego czasu przez rok. Z mamą ciągle się przeprowadzamy to z NY do Miami, Chicago, dużo tego już było. Nie mam przez to żadnych przyjaciół, a co dopiero chłopaka, szczerze to nie przeszkadza mi to, wolę być tą samotną i zamkniętą w sobie osobą, przyzwyczaiłam się do tego, ach, zapomniałabym mam przyjaciela:

Jesteście ciekawi całego? Już dzisiaj o 19 będzie mogli go przeczytać, co wy  na to?

~Suzanne x

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 11

*Laura*

Puk, puk- ten właśnie dźwięk wybudził mnie z mojego jakże pięknego snu, otworzyłam swoje ociężałe powieki i wydobyłam z ust ciche- proszę. 
Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła Raini. 

-Witaj śpiąca królewno, wiesz, że już po 12? - zaśmiała się i usiadła na skraju mojego łóżka. 
-Mhm..
-A wiesz pamiętasz, że dzisiaj idziemy na zakupy? - ciągnęła dalej
-Mhm..
-A wiesz, że jakiś kot drapie Ci tapetę w pokoju?
-Mhm...Czekaj Co?!- momentalnie wstałam z łóżka i ujrzałam tam to coś, przez moją siostrę nazywane ''puszkiem'', wzięłam go na ręce i wywaliłam za drzwi, na szczęście duży szkód nie zrobił, ale siostra i tak za to zapłaci. 

***

Po 4h zakupów udałam się z Raini na pizze, przez to ciągłe marudzenie czarnowłosej, że to jej nie pasuję, tamto nie ma czegoś tam itp. strasznie zgłodniałam. Doszłyśmy do pizze'ri i kiedy weszłyśmy ujrzałam tam Ross'a i Margaret, nie powiem lekko się zdenerwowałam widząc ich, bo blondynka dziś rano oznajmiła mi, że nie pójdzie z nami do centrum handlowego bo musi w czymś pomagać rodzicom, czyli po porostu skłamała, ale po co? Przecież wczoraj pisała mi, że wybiera się na randkę, wystarczyło powiedzieć.
- Laura czy tam czasem nie siedzi Margaret i Ross? - zapytała się czarnowłosa.
- Wow. - odpowiedziałam sarkastycznie.
- Yyy Laura? Raini? - rzekła nerwowo Marg.
- No ba! - warknełam. - Jak tam pomoc u rodziców?
Nie odpowiedziała. Spóściła na dół głowę.
- Oszukałaś mnie. - szepnełam po czym wybiegłam z pizze'ri.

*Ross* *2 godziny później*

- Ross gdzie ty mnie prowadzisz? - zapytała się mnie dziewczyna.
- A gdzieś. - odpowiedziałem tajemniczo.
- A daleko jeszcze? - mruknęła.
- Za chwi... Już jesteśmy! - krzyknąłem.
- O boże jak tu ładnie! - pisneła blondynka. - Sam to przygotowałeś?
- Tak. - szepnąłem do jej ucha.
Margaret się odwróciła, założyła ręce na moją szyje i złożyła na moich ustach delikatny pocałunek. (zabijecie mnie xd - Ania) Ja go zacząłem pogłębiać. Nie wiem ile to trwało, ale podobało mi się to.

***

- Pięknie tu. - powiedziała po raz setny blondynka.
- Już to mówiłaś. - zajęczałem.
- Wiem. - szepneła i oparła swoją głowę o moje ramię.
- Wiesz, że mi na tobie zależy. - oznajmiłem.
- Wiem. Ty też nie jestes mi obojętny. - rzekła.
- Kocham cię. - wyznałem.
- Ja ciebie też...

***

- Mam do ciebie pytanie. - oświadczyłem.
- Mam się bać? - zaśmiała się.
- Nie. - odpowiedziałem.
- No to słucham. - rzekła i staneła przede mną.
Z kieszeni wyjąłem pudełeczko, które po chwili otworzyłem.
- Czy zostaniesz moją dziewczyną?

________________
Cześć. I jak wam podoba się rozdział? Większąść była pisana <chyba> przez Suzanne. Ja się do swojej części nie wypowiadam. I tak wogule to moja pierwsza notka na tym blogu xd.
I jak myślicie, co odpowie? Jeszcze wyskoczyłam z tym pocałunkiem.
Weny nie mam :'(
Ja lece uczyć się do historii  i pisać opowiadanie na polski. Pa.
Suzanne & Ania

sobota, 13 września 2014

Rozdział 10

                                                                        !Notka!

*Ross*

Po rozmowie z Laurą w końcu wiedziałem co mam zrobić. Nazajutrz spotkałem się z moją ''dziewczyną'' i wszystko sobie wyjaśniliśmy, przyjęła to spokojnie, a nawet sama przyznała, że ostatnimi czasy nie układało się nam za dobrze i zaproponowała przyjaźń. Jeszcze tego samego dnia wszyscy udaliśmy się na kręgielnie, tam zapoznałem moją ex z Margaret, Lau i Raini, od razu się dogadały i nawet Calum i Ratliff nie dokuczali jej czyli rzecz biorąc był to udany dzień. Jednakże jeszcze jedna sprawa mnie trapiła, a mianowicie blondynka, zaprosić ją gdzieś czy nie?

-Ross! ROSS!- Z moich rozmyśleń wyrwał mnie rudowłosy.
-Czego? - warknąłem.
-Pamiętasz, że mamy dzisiaj spędzamy dzień z moim okropnym kuzynem?
-Ach, no tak, o której on będzie?
-Za...Teraz! - krzyknął Calum i pobiegł odtworzyć drzwi wejściowe, za którymi stał jego kuzyn, Jake.

****

-Pójdziemy jeszcze raz  na tą kolejkę? Prooooszę! - domagał się brunet.
-Jasne- odpowiedzieliśmy udając szczęśliwych.
Prawie cały dzień spędzaliśmy łażąc z Jake'm po wesołym miasteczku, dobra może i na początku było super, ale ile można wciąż chodzić na to samo, no ile?! No w końcu mus to mus.

*Laura* (w tym samym czasie)

-Laura proszę pójdziemy do lam?- błagał wciąż Ellington.
-Czy ty myślisz, że chce nam się po raz setny je oglądać!!- wkurzyła się moja siostra.

Dzisiaj skoro Ross i Calum byli zajęci, Raini wymyśliła abyśmy ja, Maia, Margaret, Van i Ratliff udali się do Zoo, każdemu spodobał się pomysł, ale po dłuższym pobycie tam prawie wszyscy chcieli już wracać, prawie bo Ellington nie mógł oderwać wzroku od Lam, a zwłaszcza takiej jednej, którą nazwał Alex.

-Chodźmy, no nie wiem na lody,  kebaba pizz'e, gdziekolwiek tylko wyjdźmy już stąd. - powiedziała już załamana Maia na co wszyscy prócz bruneta przytaknęli.
-Dobra pójdę z wami, ale pierw pożegnam się z Alex! - powiedział zrozpaczony.
-Jak chcesz my już idziemy będziemy w naszej ulubionej pizz'eri- oznajmiłam i udałam się z resztą w stronę wyjścia.

***
W pizz'eri siedzieliśmy już od 1h, a po brunecie ani śladu. Zdążyliśmy zjeść pizz'e oraz zadzwonić po Calum'a i Ross'a, którzy odprowadzili kuzyna i przyszli posiedzieć z nami. A no tak jeszcze jedno blondyn zaprosił Margaret na spacer  dlatego więc wyszli wcześniej, cieszę się, że w końcu udało mu się to zrobić.

-Ej, dobra to już nie jest śmieszne, gdzie on jest?!- zapytała wystraszona Raini.
 -Spokojnie, zadzwonię do niego- odpowiedział spokojnie Calum.

*Narrator*

Rudowłosy postanowił zadzwonić do Ellingtona, po 3 sygnałach brunet odebrał i powiedział im, ażeby to wyszli przed restauracje bo ma dla nich niespodzianke  to co tam ujrzeli przeszło ich najśmielsze oczekiwania, Ratliff stał tam z Alex, swoją lamą. Każdy z nich zaczął panikować, a brunet zadowolony z siebie patrzył na nich ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Jak ty żeś to zrobił?! - krzyknęła Maia.
-Normalnie, jak nikt nie patrzył po prostu ją stamtąd zabrałem- odpowiedział dumny.
-Pójdziemy za to siedzieć!- powiedziała załamana Vanessa.
-Spokojnie kochaniutka nic nam nie grozi. - powiedział z uśmiechem i poklepał ją po plecach, a ta spojrzała na niego z mordem w oczach.
-Nic nam nie grozi bo pójdziemy i ją oddamy. - rzekła Laura.
-Nie ma mowy!!- krzyknął obrażony brunet.

***
Cała piątka kiedy tylko się ściemniło udała się z powrotem do zoo, Ellington przez całą drogę płakał, że nie chcę opuszczać swojej jedynej prawdziwej miłości.
-Uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych chwilach, jeśli tylko pamięta się żeby zapalić światło- pocieszała go Laura.
-Siostrunio, za dużo Harr'ego Potter'a się naczytałaś- chrząknęła Van.
Po 10 min byli już na miejscu, ale co to? Zoo było już zamknięte. Calum wpadł na pomysł żeby przywiązać Alex do barierki koło wejścia, może i nie był to rozsądny pomysł, lecz nic innego nie mogli zdołać wymyślić.
Kiedy już robili to co mieli zrobić, każdy poszedł w swoją stronę.

*Laura*

Szalony dzień- pomyślałam idąc z moją siostrą do domu, nagle poczułam, że mój telefon zaczyna drgać, wyciągnęłam go z kiszeni i zobaczyłam, że dostałam sms'a od Marg. Momentalnie zrzedła mi mina, ale odblokowałam telefon i odczytałam go.

''Omg, ten spacer był świetny! Jutro idziemy na randkę! A jak tam u was? Coś mnie ominęło?''

Ojj dużo..

________________
Hej, jak rozdział? Wiem jest nudny, ale cóż ważne, że coś. :/
Posłuchajcie jeżeli chcecie aby ten blog nadal istniał (a dopiero się rozkręcam XD)
musicie mi pomóc go promować/ polecać, jeżeli do następnego rozdziału nie wzrośnie liczba obserwujących będę musiała go zamknąć.
A tak z innej baczki nie sądzicie, że Rargaret jest słodka? :D
Oby do następnego.
Suzanne & Ania

sobota, 6 września 2014

Rozdział 9

[...] - Wiesz co Lau, bo ja chyba...

*Margaret*

- ... się zakochałam. - oznajmiłam.
- Ale w kim? Jak? - zadała pytania zszokowana brunetka.
- Nie wiem jak. - odpowiedziałam na jedno z pytań.
- A w kim? - pisnęła.
- Nie piszcz. - upomniałam ją.
- Będę. Chce wiedzieć w kim! - burknęła.
- W Rossie. - szepnęłam.
- Co? - krzyknęła.
- Gucio. - powiedziałam.
Boże dlaczego to właśnie w nim musiałam się zakochać! Odpowiedz mi! A tak w ogóle to on ma dziewczynę! Ach... Nie chciałam tego!
- Margaret! - krzyknęła Laura wybudzając też z tego rozmyślania.
- Czego? - mruknęłam.
- Musisz mu o tym powiedzieć. - rzekła.
- Hahaha, nie. - warknęłam.
- Aha. To lepiej siebie ranić. Jak będziesz widzieć Rossa z inną to co zrobisz? Rozpłaczesz się? - stwierdziła.
- Ale i tak nie powiem mu tego. - powiedziałam smutnym głosem.
- Rób jak chcesz. - westchnęła. - Może pójdziemy na plaże. Zapomnisz o nim.
- Spoko. - odpowiedziałam i zaczęłyśmy szykować się do wyjścia.

*Ross*

Po kąpieli postanowiliśmy pójść na lody do najbliższej budki. W czasie drogi wspominaliśmy lata naszej przyjaźni. Szkoda, że Tom musi wyjeżdżać. Będę za nim tęsknić.
- Ross. ROSS! - z rozmyślania wyrwał mnie głos Caluma. - Jaki smak loda chcesz?
- Poproszę czekoladowe. - zwróciłem się do pana.
- Proszę. - powiedział po czym podał mi loda.
- O czym tak myślałeś? - zapytał się Tom, po krótkiej ciszy.
- Myślę o tym co będzie jak wyjedziesz. - odpowiedziałem.
- Spokojnie. Jakby co będę przyjeżdżać. - oświadczył.
- Wiem, ale.. - wypowiedź przerwał mi Ellington.
- Ross! Nie gadajmy o tym. - burknął smutny brunet.
- Dobrze. Kto idzie jeszcze popływać? - zapytałem się.
- Ja! - krzyknął rudy.
- I ja. - powiedział Ratliff - A ty Tom?
- No oczywiście, że tak. - odpowiedział wesoły.

***

Siedziałem sobie na piasku i patrzyłem się na uśmiechnięte dzieci, które bawiły się ze swoim rodzeństwem. Ja też bym tak chciał, ale na razie to nie możliwe. Odwróciłem głowę w stronę "wejścia" na plaże i zauważyłem Laurę i Margaret. Co?! Chwila! Margaret! O boże! Postanowiłem przywitać się z dziewczynami, więc wstałem z gorącego piasku po czym skierowałem się w stronę brunetki i blondynki.
- Hej. - przywitałem się po dogonieniu przyjaciółek.
- Hej. Co ty tu robisz? - zapytała się Laura.
- A co można robić na plaży? - odpowiedziałem pytaniem.
- Chodź Laura. - powiedziała Margaret.
- Pa. - pożegnała się Marano i odeszły.
Dlaczego Margaret nie spojrzała na mnie? Poczułem smutek. Stałem tak dość długi czas i myślałem. Dlaczego tak mnie to "zabolało"? Polubiłem ją bardzo. No dobra bardzo, bardzo. Jest inna.

***

Moje rozmyślanie przerwał Tom.
- Chodź do dziewczyn. - powiedział.
- Nie dzięki. - odpowiedziałem. - Powiedz, że poszedłem do domu czy coś.
- Ej! Co jest? - zapytał się.
- Nic. - szepnąłem. - Chce pobyć sam.
- Dobrze- westchnął po czym odszedł.
On mnie zawsze rozumie. Wie kiedy odejść, a kiedy zostać. Usiadłem na piasku i zacząłem wpatrywać się w zachodzące słońce.
- To naprawdę piękny widok- powiedziałem w duchu.
Naglę poczułem czyjąś ciepłą rękę na ramieniu obejrzałem się za siebie i ujrzałem Laurę.
- Coś się stało?- zapytała troskliwie
- Nie..chociaż tak, sam nie wiem. -odpowiedziałem zmieszany.
- Jeżeli chcesz możesz mi powiedzieć. - uśmiechnęła się i usiadła koło mnie.
Opowiedziałem brunetce, że chyba zakochałem się w jej przyjaciółce i to, że raczej zerwę z Mai'ą.
Na początku spojrzała na mnie dziwnie, ale po chwili się uśmiechnęła i powiedziała:
-Wiesz...Margaret też mi mówiła, że się jej podobasz...

__________________________
                                            Hej! :)
Tak wiem rozdziału nie było już dosyć długo za co bardzo przepraszam.
Jak tam w szkole? W której klasie jesteście? Ja w 3 gimnazjum, dlatego teraz różnie to będzie. Jak będę miała czas wolny to dodam kolejny. Ania tez.
Jak myślicie Laura będzie zazdrosna? :))
Do następnego.
Ania & Suzanne.